niedziela, 7 sierpnia 2011

Willa z dobrych czasów. Życie w architekturze



Budynek nominowany do nagrody w konkursie ŻYCIE W ARCHITEKTURZE, zaprojektowany w pracowni JEMS i wybudowany na warszawskiej Woli, nawiązuje do kanonów architektury modernistycznej.
Najpierw widzimy biały proporcjonalny dom bez ornamentów. Płaski dach, charakterystyczne narożne balkony, wystający daszek, wreszcie wstęgowe okno ciągnące się przez całą elewację. A miał być słodki dworek ze sterczącą wieżyczką. – Niefortunnie – mówi Marcin Sadowski z pracowni JEMS Architekci – nazwałem go w obecności klienta gargamelem.
Dom na podstawie tego pierwszego projektu (również JEMS’ów) nigdy nie powstał. Architekci przekonali inwestora do nowego pomysłu. – Na szczęście wyperswadowali mi ten poprzedni – mówi dziś właściciel domu na Woli. – A ja dałem im wolną rękę.

Urok lat trzydziestych
Koncepcja domu, projektowanego w 1995 roku przez Jerzego Blomberga, Lenę Naukarinen, Marcina Sadowskiego, Jerzego Szczepanika-Dzikowskiego, Janusza Wróbla, rodziła się długo.
– Kiedy inwestor nam zaufa, zaczyna się gra. – Na ile – uśmiecha się Marcin Sadowski – można go wciągnąć w architekturę, która zwykle podoba się tylko architektom. Jestem doktrynerem, przyznaję. Nie tylko architektura ma się dostosować do wymagań człowieka, ale także człowiek do wymagań architektury. Dobrze jest, gdy marzenia architekta stają się marzeniami inwestora. I tym razem tak się stało. Dom miał się kojarzyć z willą z dawnych dobrych czasów. Czasów, od których trudno się architektom uwolnić. Dawne dobre czasy to, przynajmniej dla autorów domu na Woli, lata trzydzieste. Idąc od furtki, wchodzimy w dwukondygnacyjny podcień z monumentalną kolumną. Architekci chcieli w ten sposób uniknąć tego, co Marcin Sadowski nazywa „wejściem nikczemnym”, to znaczy bez charakteru: „Ot, furtka, ścieżka obsadzona cmentarną zielenią, parę schodków, podest z wycieraczką, maleńki podcień i na końcu drzwi”. W domu na Woli wejście to coś na kształt strefy buforowej między ulicą a domem. – Nawet jeśli się wychodzi z domu – mówi Marcin Sadowski – jeszcze trochę się w nim jest.



Dom w Warszawie nominowany do głównej nagrody w trzeciej edycji konkursu ŻYCIE W ARCHITEKTURZE. Autorzy – JEMS Architekci: Jerzy Blomberg, Lena Naukarinen, Marcin Sadowski, Jerzy Szczepanik-Dzikowski, Janusz Wróbel.
Autor: Andrzej Szandomirski
Widok elewacji bocznej.
Autor: Andrzej Szandomirski
Niskie poziome okno, głęboki parapet. Okrągłe słupki, na których zdaje się wspierać główna bryła domu, powtarzają motyw słupa-kolumny podcienia wejściowego.
Autor: Andrzej Szandomirski

Logika linii poziomych
Okrągły, podpierający dach słup znajduje swoją logiczną kontynuację w sekwencji mniejszych słupków na bocznej elewacji tego długiego, wąskiego domu. O jej charakterze przesądzają ciągnące się przez całą długość domu okno i parapet. – To prawdziwy parapet, a nie tak powszechna namiastka parapetu – mówi Marcin Sadowski. – Aż zaprasza do tego, by postawić na nim donicę. Przyjemnie jest oprzeć się na czymś, co ma swoją mięsistość, szerokość i grubość.
Proporcje domu wyznaczone są przez parapet i nisko osadzone okno. Za sprawą niskiego cokołu i wysokiej „góry” trudno mówić o oczywistym podziale na parter i piętro. Bryła domu sprawia, właśnie z racji nisko poprowadzonego, wąskiego okna, wrażenie „odciętej” na dole. Dojmujące wrażenie: jakby konsekwentnie wzdłuż linii parapetu dom ciągnął się daleko w ogród, jakby niknął w ogrodzie.
Narzuca się wyraźna logika linii poziomych: balkonu, dachu, parapetu, okna. Właśnie przesuwając wzrok wzdłuż okna, docieramy do narożnika domu od strony ogrodu.

Strefy domu

Dom w Warszawie. Autorzy - JEMS Architekci. Rzut piętra.
Autor: Marek Sternicki , Agnieszka Sternicka


Dom w Warszawie. Autorzy - JEMS Architekci. Rzut parteru.
Autor: Marek Sternicki , Agnieszka Sternicka

Tutaj widać po raz pierwszy najważniejsze dla koncepcji domu rozgraniczenie między dwiema strefami budynku: częścią dzienną, w której na parterze znalazły się salon i taras zgrabnie łączący się z ogrodem, a na piętrze – pokoje do pracy i pokój do ćwiczeń, oraz częścią ściśle domową – z sypialniami państwa domu na parterze i ich syna na piętrze.
Na granicy tych dwóch stref są balkony z ażurową balustradą. Balustrada ma misterny podział poziomy. Została tak zaprojektowana, by z jednej strony kontrastowała z dużymi płaszczyznami ścian, z drugiej – współgrała z podziałem okien.
Zamysł architektów dokładniej rozumie się po wejściu do domu. W suficie, na granicy dwóch stref, umieszczono świetlik biegnący przez całą długość domu. Doświetla hol na piętrze i dębowe schody. Od strony przedpokoju wygląda to tak: rozchylające się ku górze schody, otwarta, jasna przestrzeń, dębowe deski. I wyraźnie zaznaczona część wejściowa ze słupami ciągnącymi się przez dwie kondygnacje.



Widok od strony ogrodu.
Autor: Andrzej Szandomirski
Świetlik nad schodami prowadzącymi na piętro.
Autor: Andrzej Szandomirski
Salon i kuchnia. Poziome, niskie okna nadają charakter wnętrzu.
Autor: Andrzej Szandomirski

Na wysokości oczu
Pierwsze, co rzuca się w oczy we wnętrzu, to jednak przede wszystkim długie okno biegnące wzdłuż obwodu ścian. Organizuje przestrzeń. Wyznacza charakter salonu i kuchni (jest w niej niewielkie, umieszczone na tym samym poziomie okno, przez które można zobaczyć, kto zmierza przez furtkę do wejścia). Siedząc na kanapie w salonie, przekonujemy się, że okno znajduje się dokładnie na wysokości wzroku człowieka. A jeśli się stoi, okno ściąga wzrok w dół.
– Momentalnie kadruje widok – mówi Marcin Sadowski. – To, co za oknem, jest tylko podglądane.
Widzimy wąski pas zieleni, akurat tyle, ile trzeba. Widzimy, nie będąc widziani. Otoczenie za parkanem, zachwaszczoną, niezabudowaną działkę traktujemy jako bliżej nieznane.

Swoboda wśród zakamarków
Ale wnętrze podzielone światłem na strefy, zdeterminowane podłużnym oknem, to nie wszystko. Wokół słupów niejako owija się kładka na pierwszym piętrze. Architekci tak zaprojektowali ten dom, by przestrzeń między schodami pozwalała swobodnie obserwować z góry, co dzieje się na dole i odwrotnie.
W tym projekcie nie ma przypadków. Po prawej stronie na parterze i na piętrze – sypialnie, każda opatrzona małą garderobą i łazienką. Do każdego pokoju można się dostać z dwóch stron. Do kuchni połączonej z salonem można wejść także z przedpokoju. Z przedpokoju – do garażu. Na taras i na każdy balkon prowadzi co najmniej dwoje drzwi. Na jeden z balkonów można wejść z pokoju do pracy i z sali do ćwiczeń (z małą sauną). Od strony ogrodu przez okno zagląda stary orzech. Zielono, cicho, spokojnie.
– Kapitalnie się tu mieszka – mówi żona inwestora. – Coś dobrego jest w domu, który można obejść na różne sposoby. To daje swobodę, możliwość schowania się w zakamarkach. Ma się poczucie przestrzeni, jednocześnie jest gdzie się ukryć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz