piątek, 12 sierpnia 2011

. . Budowanie jest sztuką. Architekt Piotr Szaroszyk o projektach i projektowaniu



Architekt musi najpierw zdobyć wiedzę potrzebną do tego, aby uprawiać ten zawód, a potem nauczyć się ugodowości i pokory. Nie sztuka dom narysować. Trzeba jeszcze umieć tak działać, aby powstała dobra realizacja.

Zaraz po studiach, po wygraniu międzynarodowego konkursu, pojechaliśmy z Januszem Kaczorkiem do Włoch, gdzie według naszego projektu budowany był „Najpiękniejszy dom świata” . Wychowany w socjalizmie nie wiedziałem wówczas wcale, co to jest komercyjne przedsięwzięcie i jaka jest w nim rola architekta. Wydawało mi się, że musimy walczyć o swoją wizję, dziwiło nas i oburzało, że ktoś nie chce zrealizować dosłownie tego, co zaprojektowaliśmy. Nie potrafiłem więc negocjować ani zawierać kompromisów, nie przyjmowałem do wiadomości, że tańszy jest taki, a nie inny materiał itp. W rezultacie inwestor, zorientowawszy się, że rozmowa będzie trudna, potraktował projektantów jak kogoś, kto przeszkadza. Wiele decyzji zostało podjętych bez naszego udziału. Dom na tym stracił, ale była to nasza wina. W tym przedsięwzięciu jeszcze nie umieliśmy być partnerami.







Willa w Reggio Emilia we Włoszech – realizacja projektu, który w 1989 roku zwyciężył w międzynarodowym konkursie „Najpiękniejszy dom świata” (współautor: Janusz Kaczorek).
Autor: archiwum prywatne

Smak domowego majonezu

Wprawdzie praktykę projektową w Polsce zacząłem już w warunkach gospodarki rynkowej, ale jeszcze przez jakiś czas trwałem w błogim stanie oderwania od rzeczywistości, zajmując się przede wszystkim własną twórczością. Zawdzięczałem to niezwykłemu inwestorowi, który rozumiał architekturę, miał ambicję stworzyć dzieło i gotów był zrealizować niemal wszystko, co zostało zaprojektowane. Trudności nastręczała natomiast realizacja pomysłów w warunkach raczkującego kapitalizmu. Nie było takiego jak dziś wyboru materiałów ani dokładnej wiedzy na ich temat. Wchodzące dopiero na nasz rynek zachodnie rozwiązania były nienormalnie drogie albo wcale nie najlepszej jakości. W efekcie wymyślone dla tego domu rozmaite detale wytwarzane były w sposób rzemieślniczy. Coś, co miało wyglądać bardzo przemysłowo i technicznie, robione było chałupniczo na podstawie rysunków przez zdolnego wykonawcę. Dzisiaj nabrało to specjalnego smaku. To, co dla nas było erzacem, robionym dlatego, że nieosiągalne były gotowe rozwiązania, w oczach naszych kolegów z zagranicy, którzy teraz ten dom oglądają, jest szczytem wyrafinowania. To tak jak z kręceniem majonezu – umiało się to robić, bo gotowego majonezu brakowało w sklepach. We Włoszech natomiast pochwalenie się tą czynnością wywoływało piorunujące wrażenie. Ktoś, kto sam kręci majonez, może uchodzić tam za wytrawnego konesera, który nie tknie sosu ze słoika.




Dom w Warszawie zbudowany w 1995 roku. Dwukrotny laureat Konkursu ŻYCIE W ARCHITEKTURZE (współautor: Janusz Kaczorek).
Autor: Hanna Długosz

Ćwiczenia z realizmu

Zmagania projektanta z problemami realizacji przywracają mu poczucie rzeczywistości. Kolejne doświadczenia przyzwyczajały mnie do myśli, że architekt buduje nie za swoje pieniądze. Następny zaprojektowany dom był tańszy, prostszy i nastawiony na gust oraz upodobania klienta. To ja wsłuchiwałem się w potrzeby inwestorów i przyjmowałem wszystkie sugestie. Doświadczony architekt wie, że kłóci się z klientem ten, kto nie potrafi wiele wymyślić. To świadczy tylko o braku profesjonalizmu. Współpraca jest elementem tej sztuki. Jeśli jej brakuje, niczego się nie osiąga.
Dopiero jednak budowa własnego domu jest prawdziwą szkołą. Uczy bowiem umiejętności rezygnacji. To naprawdę pouczające doświadczenie. Odczuć na własnej skórze konieczność dostosowania swoich marzeń do przepisów, to jednak co innego, niż wytłumaczyć inwestorowi, że dom nie może być szerszy, bo plan na to nie pozwala. Budując, ciągle staje się wobec alternatywy: dom mniejszy albo wcale, mniej materiałów albo nie zmieścimy się w budżecie. Coś okazuje się za trudne do zrobienia, coś zbyt kosztowne i nieopłacalne. Wreszcie zrozumiałem, że gdy inwestor wycofuje się z czegoś z powodu braku pieniędzy, to jest to argument nie do dyskusji. Budując własny, zaprojektowany przeze mnie i żonę dom, także redukowaliśmy koszty, rezygnując z niektórych pomysłów, do których byliśmy przywiązani. Sami ze sobą prowadziliśmy negocjacje i architekt szedł na kompromisy z inwestorem. Dzisiaj stwierdzam, że te rezygnacje przyniosły wiele dobrego. W czasie budowy ciągle się z czegoś rezygnuje. Nie należy się tym przejmować. Żałuję niewielu rzeczy, z większości decyzji się cieszę. Uproszczenia zazwyczaj działają na korzyść.




Nowoczesny dom dwurodzinny na Bielanach w Warszawie. Zbudowany na terenach wystawy taniego budownictwa z lat trzydziestych, skalą i kształtem nawiązuje do okolicznej zabudowy.
Autor: Tomasz Myśluk

Nasz dom

O jego kształcie  -  zadecydowały zapisy decyzji o warunkach zabudowy – dom musiał być niższy i zajmować mniejszą część działki, niż pierwotnie planowaliśmy. Chcieliśmy, żeby był dostosowany do otoczenia, którym do tej pory są wiejskie gospodarstwa. Dlatego dom ma kształt sporej stodoły, prosty dwuspadowy dach i tylko z jednej strony pochyłą ścianę, która przypomina skarpę. Do tej prostej bryły dodaliśmy współczesny detal i duże okna wychodzące na ogród. Nad garażem urządziliśmy obrośnięty roślinnością taras, który jest jednocześnie górką łączącą pokoje dzieci z ogrodem.
Nasz dom miał być sentymentalny, zbudowany z materiałów znalezionych na wakacjach. Kamień z Kazimierza, bruk z Kaszub, drewno z Mazur, dach z falistej blachy ocynkowanej – dookoła domy miały pokrycie z eternitu, szukaliśmy równie prostej formy, ale zdrowego materiału. Okazało się jednak, że nie można uzyskać takiego materiału na pokrycie dachu. Zamiast naturalnego koloru ocynkowanej blachy proponowano nam jasnoszary. Wtedy zdecydowaliśmy się pomalować tak cały dom. Upodobniło go to do makiety. Bardzo lubimy makiety, robimy je często do prezentacji projektów. Makieta to piękny przedmiot, czasem ładniejszy niż skończony dom. Poza tym działaliśmy tak jak kiedyś mieszkańcy wsi, którzy na wiosnę bielili chałupę. My także pobieliliśmy nasz dom od cokołu po dach, malując wapienie i drewnianą oblicówkę jednym tonem, ujednolicając całość.






Dom własny architektów Doroty i Piotra Szaroszyków. Widok od ogrodu.
Autor: Hanna Długosz
Przejście obok domu. Zachowany został klimat wiejskiej drogi.
Autor: Hanna Długosz
Na dachu garażu urządzono zielony, opadający w kierunku ogrodu taras.
Autor: Wojciech Kryński






Dom sąsiada – elewacja wejściowa.
Autor: Hanna Długosz
Wejście do domu z widokiem na okna kuchni.
Autor: Grzegorz Otwinowski






Dom sąsiada. – Kiedy budowaliśmy nasz dom, właściciel sąsiedniej działki poprosił, abyśmy zaprojektowali mu podobny. Nie mieliśmy nic przeciwko temu.
Autor: Hanna Długosz
Zbudowany na wąskiej działce przylega ścianą garażu do granicy działki.
Autor: Wojciech Kryński

Z życia architekta-inwestora

Wszystkim budującym domy doradzałbym generalny brak zaufania do produktów i oferowanych rozwiązań. Nawet wiedza inżynierska nie daje orientacji w tym, co naprawdę przynosi życiową, praktyczną korzyść. Odkryliśmy na przykład, że dla komfortu mieszkania i wysokości rachunków za gaz istotne jest nie tyle to, jak się dom ociepli, ile w jaki sposób zorganizuje się grzanie ciepłej wody. Dobry automat sterujący cyrkulacją ciepłej wody to najlepszy sposób na oszczędzanie. Jednak tylko pod warunkiem, że się go odpowiednio ustawi. W naszym domu zainstalowaliśmy zbyt dobrą wentylację mechaniczną. Daliśmy się namówić i zamiast prostego rekuperatora zastosowaliśmy wyrafinowane urządzenie automatyczne, tak trudne w obsłudze, że mimo pilnych studiów do dziś czujemy się sterroryzowani przez komputer, który wie lepiej niż my, jak dom ogrzać i przewietrzyć.
Muszę też potwierdzić słuszność znanego powiedzenia, że człowieka nie stać na tanie rozwiązania. Wszystkie prace, które zrobiliśmy tanio i okazyjnie, trzeba było powtarzać! Drewniana oblicówka domu zrobiona z tanich desek, oszczędnościowo mocowanych na małą zakładkę – rozeschła się po dwóch latach. Pilnowaliśmy wprawdzie, żeby deski oblicówki przybijane były gwoździami ocynkowanymi, ale wykonawca uznał to za fanaberię i zastosował je tylko we fragmencie ściany. Po miesiącu pojawiły się rdzawe plamy i zacieki na deskach.
Papy termozgrzewalne są – jak wiadomo – tanie i drogie. Chętnie uwierzyliśmy, że mają takie same właściwości i że kupując droższe, płaci się tylko za nazwę firmy. Nic podobnego. Izolację dachu robiliśmy trzy razy. Dopiero za trzecim podejściem, kiedy skorzystaliśmy z usług i materiałów porządnej firmy, wszystko było dobrze.
Są takie prace przy budowie domu, które wydają się proste. Każdemu się wydaje, że umie to robić. Tymczasem mało kto potrafi dobrze wykonać pokrycie papą termozgrzewalną czy lekkie ocieplenie na styropianie. Lepiej więc nie eksperymentować i od razu zwrócić się do firmy, ktora oferuje gwarancję, a nie okazję.
My, którzy zawsze tłumaczymy ludziom, żeby nie oszczędzali na projekcie i szukali dobrego architekta, kiedy znaleźliśmy się w roli inwestora, sami ulegaliśmy pokusie i kierowaliśmy się do gorszych wykonawców tylko dlatego, że byli tańsi. Przekonaliśmy się, że to nie ma sensu. Zasada się sprawdza. W każdej dziedzinie należy szukać najlepszych fachowców.





Piotr Szroszyk
Autor: Marcin Czechowicz
Jan Rycerski.
Autor: Marcin Czechowicz


Piotr Szaroszyk, Jan Rycerski prowadzą w Warszawie znaną pracownię architektoniczną Szaroszyk & Rycerski Architekci, projektują obiekty użyteczności publicznej (hotel Sheraton w Warszawie, Cmentarz Południowy w Antoninie), zespoły mieszkaniowe i budynki apartamentowe, domy jednorodzinne i wnętrza. Ich projekty i realizacje były wielokrotnie nagradzane, między innymi w Konkursie ŻYCIE W ARCHITEKTURZE. Piotr Szaroszyk był sędzią w Konkursie DOM DOSTĘPNY 2001.

1 komentarz: