piątek, 5 sierpnia 2011

Szczęśliwi ludzie mają dom.




Wraz z projektem otrzymali tekturowy model do sklejenia. Domek stał przez całą budowę na telewizorze. Nie przykleili tylko dachu. Żeby można było zaglądać do środka...

Nikt nie wierzył, że taki związek ma szansę. Poznali się korespondencyjnie: Mirek Szulgo przebywał w USA, Violetta w Szczecinie. Przez 3 lata znali się tylko ze zdjęć, charakteru pisma i barwy głosu. Na odległość zakochali się w sobie, zaplanowali ślub i potomstwo. Kiedy 6 lat temu Mirek wrócił do Polski, niezwłocznie zrealizowali swoje plany. Dziś są szczęśliwym małżeństwem, a rodzina powiększyła się o Magdę (5 lat) i Kingę (3 lata). Na początku nie mieli gdzie mieszkać. Teraz mają – zbudowali dom. Tu się zaczyna nasza historia...










Teraz namawiamy innych, żeby się budowali – tak komentują swoje osiągnięcie Violetta i Mirek.
Autor: Andrzej T. Papliński

Z mieszkania... zero

Najpierw myśleli o mieszkaniu. Mirek zapakował 80 tys. zł do walizki i pojechał wpłacić wkład do spółdzielni mieszkaniowej. Chodzili patrzeć, jak na osiedlu mury pną się do góry. Ich budynek osiągnął stan zero... i zerem pozostał. Zamiast odbioru kluczy Violettę i Mirka czekała długa droga przez sądy. Chcieli odzyskać pieniądze od spółdzielni, która przeliczyła się z możliwościami. Sprawa ciągnęła się do grudnia 1998 roku – koszty sądowe wyniosły 8 tys., gaża adwokata – 9 tys. zł (to był ambitny prawnik. Oświadczył swoim klientom: Jeśli nie wygramy, nie płacicie). Spółdzielnia odwołała się od decyzji sądu okręgowego do sądu apelacyjnego, przegrała – nakazano jej zwrócić cały wkład (80 tys. zł) wraz odsetkami (60 tys. zł) i odszkodowaniem (33 tys. zł) – w sumie 173 tys. zł. To „budowanie” miało więc happy end, bo kapitał Violetty i Mirka Szulgów został pomnożony, ale tego sposobu nikomu nie polecamy...

Budowa – dyscyplina i wyrzeczenia
Z własnym domem było jak z pracą Mirka – do najlepszych pomysłów trzeba dojrzeć. Po powrocie z USA szukał zajęcia. Kupił odkurzacz do prania dywanów – z zapałem rozwieszał na osiedlach Szczecina ulotki oferujące usługę, rzadziej prał. Później zatrudnił się w dużej firmie handlowej. Aż w końcu otworzył jednoosobową firmę zaopatrzeniową. To jego powód do dumy – zbudował coś z niczego. Znajomi namawiali ich: Budujcie dom. Wahali się. Podjęli decyzję na swój sposób: Od 1998 roku nie kupiłam sobie nawet sweterka – mówi Violetta. – Budowanie wymaga dyscypliny i wyrzeczeń.
W takim duchu kupili działkę – 600 m2 (po 55 zł za m2) na obrzeżach Szczecina – i wybrali projekt: dom o powierzchni 102 m2 Szukaliśmy projektu, kierując się wskazówkami . Wybraliśmy dom niewielki – taki, na jaki nas stać. Wraz z projektem otrzymali tekturowy model do sklejenia. Domek stał przez całą budowę na telewizorze. Nie przykleili tylko dachu. Żeby można było zaglądać do środka. Kiedy później zamieszkali w prawdziwym domu, Violetta mówiła nieraz wieczorem do Mirka: Mam wrażenie, że zaraz ktoś podniesie dach.

Procedury i bzdury


Działka leżała na odludziu. Widok pyszny, ptaki śpiewają jak oszalałe, ale do prądu daleko – 230 metrów, do wody – 200 metrów, a droga dojazdowa to dwie koleiny na skraju pola. Na szczęście dla budżetu Violetta i Mirek zaczęli doprowadzać media wraz z dwoma sąsiadami. Zakład energetyczny skorzystał z okazji – kazał ułożyć kabel o przekrojach wystarczających do zasilenia w prąd miasteczka, nie tylko trzech domów. Ten sam zakład nie wiedział, że stacja transformatorowa stoi na prywatnej działce. Jej właścicielka za zgodę na ułożenie 12 metrów kabla zażądała od inwestorów 10 tys. zł. – Mirek wykorzystał swój talent do przekonywania: Pani ma najdroższy podpis w mieście... – zaczął i stanęło na 4 tys. zł.
Uzyskanie pozwolenia na budowę nie było łatwe. Urzędnicy chyba najbardziej troszczą się o to, by mieć pracę – zauważa Mirek. – Urzędniczka: „Brakuje mapki”. Tracę dzień, by zdobyć potrzebną kopię. „Nie widzę potwierdzenia wyłączenia działki z gruntów rolnych”. Znów stracony dzień. „Jeszcze znaczki skarbowe”. Nie wytrzymuję: „Czy nie może pani od razu powiedzieć, czego brakuje?!” Urzędniczka rozkłada ręce: „Taka jest procedura...” Zajęła ona Violetcie i Mirkowi 6 miesięcy i kosztowała wiele irytacji. W końcu dostali pozwolenie na budowę z datą 30 czerwca 1999 roku.

Skok na szpadel

Nim Mirek przystąpił do budowy, odwiedził wiele nowo zbudowanych domów. Pytał inwestorów o rady, koszty, technologie. Wykonawcę znalazł z polecenia producenta betonu komórkowego. Z tego materiału miały być wzniesione jednowarstwowe ściany. Ostatecznie Violetta i Mirek zdecydowali się na ścianę dwuwarstwową z tańszych o połowę pustaków ceramicznych (24 cm), ocieplonych warstwą 12 cm styropianu.
Wystartowali. Ile mieliśmy zapału! – opowiadają. – Kiedy z teściem zbiliśmy szopę gospodarczą z desek, tak się cieszyliśmy, jakby już stał dom. Mirek za punkt honoru przyjął, że zerwie humus pod domem. Działka 12 lat leżała ugorem. Żeby wbić szpadel, za każdym razem trzeba było na niego wskoczyć. Można było wynająć spychacz – ale nie w tych dniach entuzjazmu – śmieje się.
Z wykonawcą umówili się, że o dalszej współpracy będą decydować po kolejnym etapie. Ekipa pracowała dobrze prawie do końca, kiedy wkradło się kilka błędów, a więcej niedbalstwa (na przykład nierównej wysokości stopnie schodów). Na szczęście Mirek czuwał każdego dnia.


Dom jest lustrzanym odbiciem projektu D09 „Dom na 102” z kolekcji projektów gotowych  Dodatkowo dobudowano garaż.
Autor: Andrzej T. Papliński
Wyjście z salonu prowadzi na częściowo zadaszony i osłonięty taras. Obok – drzwi do garażu, który od strony ogrodu ma schowek.
Autor: Andrzej T. Papliński

Budowa zaczęła się w lipcu 1999 roku, zakończyła w maju 2000 roku – trwała 10 miesięcy. Oprócz pieniędzy oddanych przez pechową spółdzielnię, Violetta i Mirek wzięli też kredyt – 45 tys. zł w PBK. Teraz my namawiamy znajomych, żeby się budowali – podsumowują swoją przygodę, w której małżeństwo i dom splotły się w jedno.


Kabel na wyrost - dlaczego? (Joanna Kędzia, Biuro Prawne Urzędu Regulacji Energetyki)

Zdarza się, że osoba ubiegająca się o przyłączenie, będąca np. pierwszym z wielu przewidzianych na danym terenie inwestorów, jest „zobowiązana” przez przedsiębiorstwo energetyczne do wybudowania urządzeń przekraczających potrzeby jej inwestycji i pokrycia rzeczywistych kosztów ich budowy. Sytuacja taka jest możliwa, gdy inwestycja nie została przewidziana w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Inwestor taki powinien zapewnić sobie w umowie o przyłączenie zwrot części opłaty za przyłączenie, którą poniósł jakby w imieniu przyszłych odbiorców. W razie problemów proponuję skorzystać z pomocy powiatowego (miejskiego) rzecznika konsumentów. Stosownie do treści art. 8 ust. 1 oraz ust. 2 pkt 3 i 6 ustawy z dnia 15 grudnia 2000 roku o ochronie konkurencji (Dz. U. nr 122, poz. 1319) zakazane jest nadużywanie pozycji dominującej na rynku, która może polegać między innymi na stosowaniu w podobnych umowach z osobami trzecimi uciążliwych lub niejednolitych warunków umowy, stwarzających tym osobom zróżnicowane warunki konkurencji lub na narzucaniu przez przedsiębiorcę uciążliwych warunków umów, przynoszących mu nieuzasadnione korzyści.

Z doświadczeń Mirosława Szulgo:

- Grunt był tak zbity (glina), że wykonawcy zrezygnowali z wykonania deskowania. Za moją radą wyłożyli wykop folią budowlaną i zaizolowali nią ławę.
- Materiały kupowałem w jednej hurtowni. Zysk to: doradztwo, 7% rabatu, bezpłatny transport i rozładunek i żadnych kłopotów z uznaniem reklamacji.
- Udało się kupić taniej okna (o 15%) dzięki zamówieniu zbiorczemu: od razu dla dwóch domów.
- Fachowcy przechodzili z budowy na budowę. Dzięki temu, że gwarantowaliśmy im pracę, byli skłonni do ustępstw, bo zależało im na dużym zleceniu.
- Elektryk doradził, by w każdym pokoju, nawet najmniejszym, zainstalować co najmniej 4 gniazdka. Stanowczo za dużo.
- Warto zwrócić uwagę, by zbiornik na ścieki był wystarczająco mocny. Nasz, plastikowy – po osadzeniu został zgnieciony ciężarem ziemi i gliny, którą był przysypany. Następny zbiornik producent wzmocnił, zaopatrując w ściany działowe (z zapewnionym przepływem ścieków) – ten sprawuje się bez zarzutu.

Gliniasty grunt był tak zwarty, że zrezygnowano z wykonania deskowania fundamentu.
Autor: Andrzej T. Papliński

Fundamenty bez deskowania (Paweł Dominiak)

Przyjęty sposób wykonania fundamentów jest możliwy do stosowania. Rozcięty rękaw z folii budowlanej, układany na zakład (minimum 20 cm) i wywinięty poza krawędzie wykopu ław fundamentowych, stanowi dobre zabezpieczenie dla betonu.
W czasie układania folia chroni beton przed przypadkowym zanieczyszczeniem gruntem oraz przed wsiąkaniem wody zarobowej w grunt. Ułatwia pielęgnację betonu i stanowi wystarczającą izolację przeciwwilgociową fundamentów. Murowanie ścian fundamentowych można rozpocząć już po dwóch dniach od betonowania ław. Powyższy sposób wykonania fundamentów daje istotne oszczędności czasu i pieniędzy. Wykonuje się mniejsze wykopy, ponieważ nie potrzeba dodatkowego miejsca na wykonanie deskowania i podkładu z chudego betonu. Nie ma również przerw technologicznych, związanych z wysychaniem betonu w celu prawidłowego ułożenia izolacji bitumicznej.

Sposoby wykonania fundamentu.
Autor: Agnieszka Sternicka , Marek Sternicki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz